Start
w Bratysławie, a potem wzdłuż rzeki.
Słowacja: jeden dzień z Bratysławy do Komarna.
Węgry: dobre oznakowanie trasy, brak problemów ze znalezieniem noclegu, trasa dobrze utrzymana, w dużej części ścieżki prowadzące po wałach.
Chorwacja: podobnie jak na Węgrzech, sporo psów biegających samopas, jednak w większości nie zwracały na mnie uwagi :). Bardzo podobał mi się Osijek, tu też zostałem wzięty za podróżnika stacji Discovery (pewnie ze względu na koszulkę).
Serbia: najlepiej oznakowana trasa, wszystko bardzo czytelne. Szkoda jedynie, że trasa gorzej utrzymana (wysoka trawa, piasek). Ludzie bardzo sympatyczni i pomocni (no może poza hostelem w Belgradzie).
Widoki zapierające dech w piersiach (góry otaczające z obu stron Dunaj, zamek, tunele). To był bodaj najładniejszy odcinek trasy jakim miałem okazję jechać.
Rumunia: całkowity brak oznakowania trasy (jedyne co zauważyłem to tablica informacyjna tuż po przekroczeniu granicy, potem może już nawet nie szukałem). Wbrew wszelkim stereotypom z jakimi wjeżdżałem do Rumunii, spokojnie i bezpiecznie, ludzie sympatyczni.
Mnóstwo furmanek na trasie, miejscami więcej niż samochodów oraz dzieci pozdrawiające lokalnym zwrotem "Hello" :)
Gdybym zaczął pisać tuż po przyjeździe, byłoby tego dużo więcej. Po roku emocje już opadły, a myślami jestem przy tegorocznej wyprawie.

Słowacja: jeden dzień z Bratysławy do Komarna.
Węgry: dobre oznakowanie trasy, brak problemów ze znalezieniem noclegu, trasa dobrze utrzymana, w dużej części ścieżki prowadzące po wałach.
Chorwacja: podobnie jak na Węgrzech, sporo psów biegających samopas, jednak w większości nie zwracały na mnie uwagi :). Bardzo podobał mi się Osijek, tu też zostałem wzięty za podróżnika stacji Discovery (pewnie ze względu na koszulkę).
Serbia: najlepiej oznakowana trasa, wszystko bardzo czytelne. Szkoda jedynie, że trasa gorzej utrzymana (wysoka trawa, piasek). Ludzie bardzo sympatyczni i pomocni (no może poza hostelem w Belgradzie).
Widoki zapierające dech w piersiach (góry otaczające z obu stron Dunaj, zamek, tunele). To był bodaj najładniejszy odcinek trasy jakim miałem okazję jechać.
Rumunia: całkowity brak oznakowania trasy (jedyne co zauważyłem to tablica informacyjna tuż po przekroczeniu granicy, potem może już nawet nie szukałem). Wbrew wszelkim stereotypom z jakimi wjeżdżałem do Rumunii, spokojnie i bezpiecznie, ludzie sympatyczni.
Mnóstwo furmanek na trasie, miejscami więcej niż samochodów oraz dzieci pozdrawiające lokalnym zwrotem "Hello" :)
Gdybym zaczął pisać tuż po przyjeździe, byłoby tego dużo więcej. Po roku emocje już opadły, a myślami jestem przy tegorocznej wyprawie.
